niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział I


Od czasu widoku poobijanego Forda Anglii znikającego pośród drzew Zakazanego Lasu, Harry i Ron uważali, że samochód zaginął na dobre. Często rozmyślali nad tym, co się z nim stało: może stoi teraz gdzieś na łące, może jest okupowany przez najróżniejsze magiczne stworzenia, a może lata gdzieś nad Hogwartem, nad Hogsmeade…
Na pewno nigdy nie sądzili, że na wakacjach przed szóstą klasą będą nim latać nad domem Luny Lovegood.
- Hej, Ron! – zawołał Harry. - Nie chcę cię denerwować, ale było by mi bardzo przykro, gdybym zginął w wypadku samochodowym. Wyobraź sobie minę Voldemorta na wieść, że nici z jego planów zniszczenia mnie.
- Lepiej wyobraź sobie minę Romildy Vane. – zakpiła Hermiona. Były to jej pierwsze słowa od momentu, kiedy Ginny Weasley wciągnęła ją do Forda Anglii. Wcześniej tylko krzyczała, narażając się na nieokiełznaną wściekłość przyjaciół. 
- Mówicie, że nie chcecie mnie denerwować, hm? To z łaski swojej zamknijcie się i dajcie mi się skupić. – odrzekł Ron, którego wizja Harry’ego otaczanego przez tabuny dziewczyn wyprowadzała z równowagi.
- Hamuj, hamuj! – krzyknęła Ginny. – Zaraz wlecisz w drzewo!
- O nie, nie mam najmniejszej ochoty na powtórkę z Bijącą Wierzbą w roli głównej. Jest w tym samochodzie ktoś, kto potrafi tym sterować?
- Mówię dziesiąty raz, że Fred uczył mnie tego, zanim skasowaliście auto w drugiej klasie! Możesz mnie tam puścić Ron?! – darła się Ginny, kopiąc siedzenie brata.
- Udowodnij, że umiesz! Powiedz chociażby, dlaczego hamulec nie działa?
- Ojej, no nie wiem… Może dlatego, że masz go po prawej? W porządku, baw się dalej dopalaczem niewidzialności, ale jak się rozbijemy to ty płacisz za naszą rehabilitację.
- To nie moja wina, ostatni raz jechałem tym samochodem 4 lata temu!
- Ron, dom Luny!
- Dom Luny co?
- Zaraz w niego wlecisz!
Ron odwrócił wzrok od rozzłoszczonej siostry. W ostatniej chwili złapał z całej siły hamulec. Wylądowali.
- Ha, udało się! I co teraz powiesz, mądralo?
- Powiem, że właśnie rozwaliłeś ganek Lovegood’ów.
- Okej, ale mogłem rozwalić więcej niż ganek.
- Powiedz to jemu. – odezwała się cicho Hermiona, wskazując na wysokiego, siwego mężczyznę, prawdopodobnie ojca Luny, który z oniemiałą miną zmierzał w kierunku domu. Ale zdawał się nawet nie zwracać uwagi na Forda zaparkowanego na środku tarasu.
- Luna! Czy trzymasz w piwnicy Meksykańskie Bombardowniki? Nie powinny być tak blisko domu, spójrz jakie szkody wyrządziły…
- I może jeszcze ewoluowały w samochód… - prychnął Ron. – Nieważne, łapmy okazję, że wreszcie ktoś nas nie przyłapał, lecimy do domu.
- Nie, musimy mu pomóc naprawić dom! – obruszyła się Hermiona.
- Przecież to nie nasza wina, to Meksykańskie Bombardowniki!
Kiedy Ksenofilius Lovegood odwrócił wzrok, przyjaciele  wznieśli się do góry i odlecieli w kierunku domu. Tym razem prowadziła Ginny i nawet Ron musiał przyznać, że podróż była dużo przyjemniejsza.

~*~

- A więc chcecie mi powiedzieć, że latający Ford Anglia, samochód, który zniknął niemal cztery lata temu, wrócił dziś do naszej szopy i zabrał was na przejażdżkę?! To niedopuszczalne! – krzyczał George, doskonale naśladując głos Pani Weasley. Wszyscy dookoła tarzali się ze śmiechu, jak zawsze, kiedy gdzieś w pobliżu byli bliźniacy.
- Hej, Harry, weź głośniej radio! – powiedziała Ginny. Leciała właśnie nowa piosenka Fatalnych Jędz, „Oddaj mi mój kociołek”. Fred i George wskoczyli na stół razem z młodszą siostrą i wspólnie śpiewali refren. Piosenka zmieniła się. Teraz zespół Czekoladowe Żaby śpiewał „Balladę o Mugolach”.
- Moja ulubiona! – zawołał Pan Weasley, rzucając swoją teczkę u progu drzwi, po czym dołączył do swoich dzieci. Cała rodzina w ten właśnie sposób spędziła popołudnie.
Do Rona, Hermiony, Harry’ego i Ginny przyszły listy z Hogwartu – spis nowych podręczników. Weasleyowie, którzy bogactwem nie grzeszyli, mogli w tym roku odetchnąć. Fred i George już szkołę skończyli, więc zakup książek nie stanowił już takiego problemu jak wcześniej.
- Czy Zakon wykonuje teraz jakieś nowe zadania? Jest jakaś szansa, żebyśmy mogli pomóc? – zapytał Harry podczas kolacji.
- Daj spokój… - odezwała się Ginny, kręcąc głową z niezadowoleniem. – Pytasz o to codziennie…
- Bo nas to interesuje, Voldemort sam się nie unicestwi, wiedziałaś o tym? Nie musisz tego słuchać, jesteś młodsza i ciebie to nie dotyczy. – wtrącił Ron.
- W zeszłym roku też miałeś 15 lat i wstąpiłeś do Zakonu Feniksa. Ja też już w nim jestem, a więc mnie to dotyczy. Ale nie musimy o tym rozmawiać przy każdym śniadaniu, obiedzie czy kolacji.
- Ona ma rację. – powiedziała Hermiona, a pani Weasley pokiwała głową. – Zakon to nie wszystko, rozmawianie o tym samym dzień w dzień nie ma najmniejszego sensu, tylko się tym wszystkim bardziej przejmujemy…
Nagle do Nory wpadł zdyszany Lupin. W jego oczach malował się obłęd i determinacja. Mizernie próbował złapać oddech, a wszyscy dookoła zadawali pytania – jednak Remus nie był w stanie się odezwać.
Trzask! Pojawiła się Tonks, w towarzystwie...
- Harry Potter sir! – pisnął mały skrzat, wdrapując się chłopakowi na plecy.
- Cześć, Zgredku! – rzucił Harry.
- Nimfadoro, co się stało? – zapytał pan Weasley. Ta nawet zignorowała fakt, że zwrócono się do niej po imieniu. „A więc musiało stać się coś naprawdę niedobrego…” pomyślała Ginny.
- Nie wiem jak to możliwe… Ale przywrócili Umbridge na stanowisko.
- Wraca do Hogwartu?! – krzyknęli wszyscy dookoła, poza Lupinem, który nadal nie mógł spokojnie odetchnąć.
- Nie, nie. Źle się wyraziłam. Wraca do Ministerstwa, na dużo wyższe stanowisko. W pewnym sensie będzie miała teraz władzę sądowniczą i może decydować o wszystkim – kogo przesłuchać, czyj dom przeszukać… Jedno jej słowo, mocne dowody, które nietrudno jej zebrać i może zamknąć nawet Knota.
- Knota? Są przecież sojusznikami… O ile się nie mylę rok temu całowała jego zdjęcie w swoim gabinecie.
- Już nie. To znaczy nie wiem, może dalej je całuje, chociaż nie rozumiem po co, skoro stracił pozycję. Do tej pory mogła go wielbić za to, kim jest, a teraz, kiedy jest nikim… I w dodatku urodą też nie grzeszy…
- Hej, do rzeczy Tonks. – wtrącił Ron.
- W Proroku piszą, że zrezygnował ze stanowiska, co jest prawdą, ale… Nie napisali, że wyrzucili go z całego Ministerstwa. Cały nasz świat ma go za wroga.
- A ten powrót Umbridge… Co to dla nas oznacza?
- Jesteście pierwsi na liście do przeszukania i przesłuchania, mogą tu wpaść nawet jutro. Na chwilę obecną, jesteście niepożądani przez Ministerstwo.
– Macie dwie godziny, żeby przygotować się do podróży. Musicie wyjechać na jakiś czas. Jak najdalej stąd. – odezwał się wreszcie Lupin.