Od
czasu widoku poobijanego Forda Anglii znikającego pośród drzew Zakazanego Lasu,
Harry i Ron uważali, że samochód zaginął na dobre. Często rozmyślali nad tym,
co się z nim stało: może stoi teraz gdzieś na łące, może jest okupowany przez
najróżniejsze magiczne stworzenia, a może lata gdzieś nad Hogwartem, nad
Hogsmeade…
Na
pewno nigdy nie sądzili, że na wakacjach przed szóstą klasą będą nim latać nad
domem Luny Lovegood.
-
Hej, Ron! – zawołał Harry. - Nie chcę cię denerwować, ale było by mi bardzo
przykro, gdybym zginął w wypadku samochodowym. Wyobraź sobie minę Voldemorta na
wieść, że nici z jego planów zniszczenia mnie.
-
Lepiej wyobraź sobie minę Romildy Vane. – zakpiła Hermiona. Były to jej
pierwsze słowa od momentu, kiedy Ginny Weasley wciągnęła ją do Forda Anglii.
Wcześniej tylko krzyczała, narażając się na nieokiełznaną wściekłość
przyjaciół.
-
Mówicie, że nie chcecie mnie denerwować, hm? To z łaski swojej zamknijcie się i
dajcie mi się skupić. – odrzekł Ron, którego wizja Harry’ego otaczanego przez
tabuny dziewczyn wyprowadzała z równowagi.
-
Hamuj, hamuj! – krzyknęła Ginny. – Zaraz wlecisz w drzewo!
-
O nie, nie mam najmniejszej ochoty na powtórkę z Bijącą Wierzbą w roli głównej.
Jest w tym samochodzie ktoś, kto potrafi tym sterować?
-
Mówię dziesiąty raz, że Fred uczył mnie tego, zanim skasowaliście auto w
drugiej klasie! Możesz mnie tam puścić Ron?! – darła się Ginny, kopiąc
siedzenie brata.
-
Udowodnij, że umiesz! Powiedz chociażby, dlaczego hamulec nie działa?
-
Ojej, no nie wiem… Może dlatego, że masz go po prawej? W porządku, baw się
dalej dopalaczem niewidzialności, ale jak się rozbijemy to ty płacisz za naszą
rehabilitację.
-
To nie moja wina, ostatni raz jechałem tym samochodem 4 lata temu!
-
Ron, dom Luny!
-
Dom Luny co?
-
Zaraz w niego wlecisz!
Ron
odwrócił wzrok od rozzłoszczonej siostry. W ostatniej chwili złapał z całej
siły hamulec. Wylądowali.
-
Ha, udało się! I co teraz powiesz, mądralo?
-
Powiem, że właśnie rozwaliłeś ganek Lovegood’ów.
-
Okej, ale mogłem rozwalić więcej niż ganek.
-
Powiedz to jemu. – odezwała się cicho Hermiona, wskazując na wysokiego, siwego
mężczyznę, prawdopodobnie ojca Luny, który z oniemiałą miną zmierzał w kierunku
domu. Ale zdawał się nawet nie zwracać uwagi na Forda zaparkowanego na środku
tarasu.
-
Luna! Czy trzymasz w piwnicy Meksykańskie Bombardowniki? Nie powinny być tak
blisko domu, spójrz jakie szkody wyrządziły…
-
I może jeszcze ewoluowały w samochód… - prychnął Ron. – Nieważne, łapmy okazję,
że wreszcie ktoś nas nie przyłapał, lecimy do domu.
-
Nie, musimy mu pomóc naprawić dom! – obruszyła się Hermiona.
-
Przecież to nie nasza wina, to Meksykańskie Bombardowniki!
Kiedy
Ksenofilius Lovegood odwrócił wzrok, przyjaciele wznieśli się do góry i odlecieli w kierunku
domu. Tym razem prowadziła Ginny i nawet Ron musiał przyznać, że podróż była
dużo przyjemniejsza.
~*~
- A
więc chcecie mi powiedzieć, że latający Ford Anglia, samochód, który zniknął
niemal cztery lata temu, wrócił dziś do naszej szopy i zabrał was na
przejażdżkę?! To niedopuszczalne! – krzyczał George, doskonale naśladując głos
Pani Weasley. Wszyscy dookoła tarzali się ze śmiechu, jak zawsze, kiedy gdzieś
w pobliżu byli bliźniacy.
-
Hej, Harry, weź głośniej radio! – powiedziała Ginny. Leciała właśnie nowa
piosenka Fatalnych Jędz, „Oddaj mi mój kociołek”. Fred i George wskoczyli na
stół razem z młodszą siostrą i wspólnie śpiewali refren. Piosenka zmieniła się.
Teraz zespół Czekoladowe Żaby śpiewał „Balladę o Mugolach”.
-
Moja ulubiona! – zawołał Pan Weasley, rzucając swoją teczkę u progu drzwi, po
czym dołączył do swoich dzieci. Cała rodzina w ten właśnie sposób spędziła
popołudnie.
Do Rona,
Hermiony, Harry’ego i Ginny przyszły listy z Hogwartu – spis nowych
podręczników. Weasleyowie, którzy bogactwem nie grzeszyli, mogli w tym roku
odetchnąć. Fred i George już szkołę skończyli, więc zakup książek nie stanowił
już takiego problemu jak wcześniej.
-
Czy Zakon wykonuje teraz jakieś nowe zadania? Jest jakaś szansa, żebyśmy mogli
pomóc? – zapytał Harry podczas kolacji.
-
Daj spokój… - odezwała się Ginny, kręcąc głową z niezadowoleniem. – Pytasz o to
codziennie…
- Bo
nas to interesuje, Voldemort sam się nie unicestwi, wiedziałaś o tym? Nie
musisz tego słuchać, jesteś młodsza i ciebie to nie dotyczy. – wtrącił Ron.
- W
zeszłym roku też miałeś 15 lat i wstąpiłeś do Zakonu Feniksa. Ja też już w nim
jestem, a więc mnie to dotyczy. Ale nie musimy o tym rozmawiać przy każdym
śniadaniu, obiedzie czy kolacji.
-
Ona ma rację. – powiedziała Hermiona, a pani Weasley pokiwała głową. – Zakon to
nie wszystko, rozmawianie o tym samym dzień w dzień nie ma najmniejszego sensu,
tylko się tym wszystkim bardziej przejmujemy…
Nagle
do Nory wpadł zdyszany Lupin. W jego oczach malował się obłęd i determinacja.
Mizernie próbował złapać oddech, a wszyscy dookoła zadawali pytania – jednak
Remus nie był w stanie się odezwać.
Trzask!
Pojawiła się Tonks, w towarzystwie...
- Harry
Potter sir! – pisnął mały skrzat, wdrapując się chłopakowi na plecy.
-
Cześć, Zgredku! – rzucił Harry.
-
Nimfadoro, co się stało? – zapytał pan Weasley. Ta nawet zignorowała fakt, że
zwrócono się do niej po imieniu. „A więc musiało stać się coś naprawdę
niedobrego…” pomyślała Ginny.
-
Nie wiem jak to możliwe… Ale przywrócili Umbridge na stanowisko.
-
Wraca do Hogwartu?! – krzyknęli wszyscy dookoła, poza Lupinem, który nadal nie
mógł spokojnie odetchnąć.
-
Nie, nie. Źle się wyraziłam. Wraca do Ministerstwa, na dużo wyższe stanowisko.
W pewnym sensie będzie miała teraz władzę sądowniczą i może decydować o
wszystkim – kogo przesłuchać, czyj dom przeszukać… Jedno jej słowo, mocne
dowody, które nietrudno jej zebrać i może zamknąć nawet Knota.
-
Knota? Są przecież sojusznikami… O ile się nie mylę rok temu całowała jego
zdjęcie w swoim gabinecie.
-
Już nie. To znaczy nie wiem, może dalej je całuje, chociaż nie rozumiem po co,
skoro stracił pozycję. Do tej pory mogła go wielbić za to, kim jest, a teraz,
kiedy jest nikim… I w dodatku urodą też nie grzeszy…
- Hej,
do rzeczy Tonks. – wtrącił Ron.
- W
Proroku piszą, że zrezygnował ze stanowiska, co jest prawdą, ale… Nie napisali,
że wyrzucili go z całego Ministerstwa. Cały nasz świat ma go za wroga.
- A
ten powrót Umbridge… Co to dla nas oznacza?
-
Jesteście pierwsi na liście do przeszukania i przesłuchania, mogą tu wpaść
nawet jutro. Na chwilę obecną, jesteście niepożądani przez Ministerstwo.
– Macie dwie godziny, żeby
przygotować się do podróży. Musicie wyjechać na jakiś czas. Jak najdalej stąd.
– odezwał się wreszcie Lupin.